Dobra czy … Uciążliwa Nowina?
W mojej ocenie zdecydowana większość nas, chrześcijan, wierzy w koszmarnie zniekształconą „ewangelię”, która żadną Dobrą Nowiną nie jest, tylko jest … Uciążliwą Nowiną.
Według tejże Nowiny, Ojciec Niebieski stworzył ludzkość, która zaczęła z nudów palić papierosy, cudzołożyć i opuszczać niedzielne nabożeństwa, dlatego Bóg się na nich zagniewał i od tego czasu Jego gniew potępieńczy ciąży nad nimi.
Wiele razy próbował unicestwić ludzkość (np. potop, Sodoma i Gomora, plagi egipskie, jadowite węże na pustyni podczas wędrówki Izraela z Egiptu, śmierć syna króla Dawida, wygnanie Judejczyków do Babilonu, i znalazło by się jeszcze kilka historyjek), ale jakimś trafem jakiemuś mężowi Bożemu udawało się Go na chwilę udobruchać.
Ostatecznie dwa tysiące lat temu (i tu pojawia się rzekoma „ewangelia”) nawinął się Ktoś, kto wziął na siebie całe to nasze popapranie, te nasze ciągotki do złego, ten ho*oseksualizm, te małżeńskie zdrady i kłótnie, sprośne kawały i nadużywanie alkoholu, i ten Ktoś, Jego Syn, dostał lanie od Ojca ZAMIAST NAS.
Uf, dzięki Jezu! Teraz Ojciec już się wyżył na Tobie, więc ja (chyba) mogę spać spokojnie.
Od tej pory muszę uznać Go jako swojego Pana i Zbawiciela zgodnie z powyższym scenariuszem, bo jeśli nie – skończę jak miliardy ateistów w wiecznym piekle, dokąd zostanę wysłany za te papierosy i niemoralne filmy, których historię w przeglądarce skrzętnie usuwam, ale przecież BÓG WSZYSTKO WIDZI …
W tej wersji „ewangelii” jesteśmy złapani w pułapkę, która wydaje się nawet logiczna. Mój ojciec też na mnie wrzeszczał jak coś według niego nabroiłem. Ja nie widziałem w tym niczego złego, ale skoro ojciec był zagniewany, to chyba miał rację. A przecież potrzebuję ojca, by przeżyć. Chcę mieć z nim relację, chodzić na ryby, mieć nasze własne sprawy, grać w szachy, itp. Wiem, wrócę do domu ojca mego, poprawię się i nie będę już robić nic, co mogłoby go znowu zagniewać. A jeśli zrobię coś nie tak, ukryję to przed nim. Albo wymierzę sobie karę. Nazwę to pokutą. Umyję mu samochód, przekopię ogródek, będę naprawdę dobrym … „synem”.
Tu, pozwólcie, się zatrzymię. Bo dalej już nie mogę brnąć w tę toksyczną pseudo-ewangelię. Nawet nie zauważyliśmy, jak oskarżyciel i przeciwnik, duchowa, wroga nam zwierzchność, wślizgnęła się do naszych umysłów zniekształcając nam intencję Ojca, Jego prawdziwy obraz.
Oto Adam chowający się w panice w krzakach, gdy Ojciec szuka Go, by z nim po prostu pobyć. Skąd ta panika? Z fałszywego obrazu Ojca, jaki wślizgnął się do jego umysłu: Ojciec mnie ukarze! Przecież w Edenie nie było ani dziesięciu przykazań, ani żadnych obrządków, żadnych skomplikowanych doktryn. Była naturalna Jedność. Drzewo Życia nie było poza zasięgiem człowieka, nie oznaczało też jakiegoś kultu, służb, struktur, umierania dla siebie, wyrzekania się swojego ja. Ot, drzewo – dawało cień w upalny dzień i rodziło życiodajne owoce.
Problem w tym, że było też i Drugie Drzewo. Ono wcale nie symbolizowało palenia fajek czy podbierania banknotów z portmonetki babci. My, ludzie ziemi, rozumiemy „grzech” bardzo powierzchownie, legalistycznie, po prostu płytko. I podejrzewamy, że Bóg jest taki sam jak my, więc stwarzamy sobie podobiznę Boga na nasz obraz: małostkowego bóstwa żądnego „SPRAWIEDLIWOŚCI” (oko za oko i ząb za ząb). To właśnie tu jest problem w naszym chrześcijaństwem
– zamiast przejść do Drzewa Życia, stoimy wciąż pod Drzewem Poznania Dobrego i Złego próbując uśmierzać gniew Boga – lub pocieszać się, że On już się nie gniewa, bo przecież Jezus oberwał za nas.
W obu przypadkach nasze zrozumienie „gniewu” Boga jest karykaturą Jego prawdziwego charakteru. Jego „gniew” to Dynamika Miłości w Działaniu, to On Sam rozpięty na krzyżu Golgoty przyjmujący na siebie GNIEW – tylko czyj? Nasz …
Tak, Bóg dokonał SĄDU w swoim Synu, gdy ten umierał na Nowym Syjonie, ale osądził Drzewo Poznania Dobra i Zła, które wciąż chcemy chronić. Jego owocem jest NIE-świadomość Ojcowskiej Czułej Miłości, czego wyrazem są nasze pomysły na religijne pojmowanie Boga.
Gdy Jezus konał na krzyżu, JAHWE nie patrzył na Niego z satysfakcją mającą uśmierzyć Jego chęć wyżycia się, wymierzenia Sprawiedliwości – w końcu ktoś musiał dostać pasem, jak nie młodszy syn (my), to Starszy … W ten sposób rozrywamy Trójjedynego Boga, sprzeniewierzamy się istocie Trójcy dzieląc Boga na Dobrego Jezusa i Złego Jahwe. Tylko jest problem: Jezus to JAHWE (Ew. Jana 12 rozdział).
Jezus to Oblicze Ojca, to Serce Ojca, to Syn w Ojcu i Ojciec w Synu. Krzyż jest osądem nad naszą nieufnością, że Bóg jest dużo lepszy i piękniejszy niż pozwalamy Mu być. Ojciec od początku chroni swe dzieci, ubiera ich w skóry zwierzęcia, które zabili, by nie czuli się już tacy nadzy, choć Jemu ta nagość nie przeszkadzała – tylko nam. Bóg nigdy nie był naszym wrogiem, to my krzywo na Niego patrzyliśmy. Gdy w końcu objawia nam się w Jezusie Ukrzyżowanym, mówiąc: Tak wygląda moja Miłość, my mówimy: Bóg Go pokarał!
Ten temat nie jest jeszcze wyczerpany, ale chyba wiecie dokąd zmierzam. Zakończę cytatem z listu do Rzymian 5:8
„Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami.”
oraz 2 Koryntian 5:19
„To znaczy, że BÓG w Chrystusie ŚWIAT Z SOBĄ pojednał,
nie zaliczając im ich upadków, i powierzył nam słowo pojednania.”
~ Piotrze, ale co z cytatami o „karzącym gniewie”?
O tym jeszcze szczegółowo opowiem. Zdradzę tylko, że jest to konsekwencja (o wiecznych skutkach) świadomego odrzucenia Darmowej Łaski Ojca, Jego Bezwarunkowej Miłości, i brnięcie w religię oddzielenia lub politykę zaprzeczania istnienia Jego Czułego Serca.
Pozdrawiam,
Piotr Maćkała