
Skutki błędnych interpretacji tekstów biblijnych
Źle interpretowana Biblia prowadzi do depresji, nerwicy, lub przeciwnie, narcyzmu, fundamentalizmu; jest przyczyną rozpadu przyjaźni, małżeństw, kłótni rodzinnych, dziecięcych fobii, a nawet może doprowadzić do śmierci (o Janie Kalwinie za chwilę).
Szatan używa Biblii częściej niż niejeden wierzący. Lekcje religii, szkółka niedzielna, domowe studium biblijne, nauczania online – jeśli pozbawione są kontemplowania Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego – są jedynie fabryką przyszłych ateistów, bez względu na to, jak gorliwi w wierze wydają się być teraz.
Wyciągając wersety z kontekstu, wielu kaznodziejów lub braci i sióstr, może przyczynić się do osobistych, życiowych dramatów słuchających ich dzieci i dorosłych, młodzieży oraz seniorów. Sam przez całe lata zmagałem się z potępiającym mnie wersetem biblijnym (niejednym), dlatego wiem jak to smakuje. Cierpko, gorzko. I wierzę też, że Pan Jezus powołał mnie (nie tylko mnie rzecz jasna) do tego, bym rozprawiał się z nadużyciami duchowymi/psychologicznymi, jakie mają zawsze miejsce, gdy naszym kontekstem nie jest Osoba Jezusa Chrystusa w Jego doskonałym dziele, tylko jakieś inne „objawienia”.
Wynaturzenia pojawiające się przy okazji kazań i nauczań „na podstawie Biblii” wynikają najpierw z nieuporządkowania wewnętrznego osoby nauczającej. Brak wiedzy historycznej czy językowej jest również niezwykle istotny, ale to „z obfitości serca – usta mówią”. Jeśli serce jest czyste w swoich poszukiwaniach Chrystusa, nawet brak znajomości idiomów hebrajskich nie doprowadzi nas do błędnego nauczania.
Gdy ja, na przykład, mam do czynienia z jakimś wersetem, chociażby:
„W nim [Duchu] poszedł [Jezus] ogłosić [zbawienie]
nawet duchom zamkniętym w więzieniu,
niegdyś nieposłusznym, gdy za dni Noego
cierpliwość Boża oczekiwała, a budowana była arka,
w której niewielu, to jest osiem dusz,
zostało uratowanych przez wodę.” [1P 3:19-20],
którego do końca jeszcze nie rozumiem (chodzi o duchy ludzkie czy anielskie, itp.?) i nie umiem go z jasną precyzją wyjaśnić, mówię po prostu:
Badam tę sprawę i z pomocą Ducha Świętego, jeśli będzie to przydatne do mojego zbawienia, dane mi będzie zrozumienie go w kontekście dzieła krzyża.
Wróćmy jednak do początku, a wspomniałem imię i nazwisko jednego z „wielkich reformatorów”, Jana Kalwina.
Zgodnie z interpretacją Augustyna (zmarł w 430r.), „ojca Kościoła”, świętego katolickiego i prawosławnego zarazem, o uzasadnionych torturach heretyków na podstawie przypowieści Jezusa z Ewangelii Łukasza 14:16-24 (zwłaszcza werset 23: „Na to pan rzekł do sługi: „Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony.”), Jan Kalwin uznał za Augustynem, że owo przymuszanie może mieć formę fizycznej tortury czy ostatecznie śmierci, np. poprzez ucięcie głowy (humanitaryzm na miarę reformacji) lub spalenie żywcem.
Na swoją obronę Jan Kalwin mógłby rzucić nam w twarz wersetem z Księgi Kapłańskiej:
„Ktokolwiek bluźni imieniu Pana, będzie ukarany śmiercią.
Cała społeczność ukamienuje go.
Zarówno tubylec, jak i przybysz będzie ukarany śmiercią za bluźnierstwo przeciwko Imieniu.”
[Kpł 24:16]
Niech mi to ktoś wyhaftuje na poduszce, please!
Brak zrozumienia, czym było Stare Przymierze a czym [Kim] jest Nowe, prowadzi do okropnych nadużyć na każdym polu. Stare Przymierze miało zszokować Żydów, przywołać ich do uświadomienia sobie własnej nędzy, a tymczasem oni wykorzystali je, by udowadniać Bogu, jacy są wyjątkowi. Wszyscy wiemy, jak to się skończyło: BOGOBÓJSTWEM.
Jan Kalwin, tak jak inny austriacki wódz, nie zabił nikogo osobiście. Nie splamił krwią swoich delikatnych, wychudzonych dłoni. Pracował za biurkiem, przewodził sądowi kościelnemu, mając po swojej stronie władze Genewy. Tak, jak w przypadku Jezusa, zwierzchności religijne/duchowe wysługiwały się zwierzchnościami politycznymi/wojskowymi do pozbywania się teologicznych oponentów: Jacques Gruet’a, który nazwał z kazalnicy Kalwina hipokrytą, skrócono o głowę, zaś jego dom spalono na oczach jego żony, zaś hiszpańskiego lekarza, Servetusa, gotowano żywcem, bo sprzeciwiał się chrztom niemowląt. O tak, kochani, Reformatorzy wcale nie byli zwolennikami chrztu dorosłych.
Jeśli kojarzycie scenki z amerykańskich filmów, gdzie uśmiechnięty pastor wita swoich wiernych w drzwiach podając im swoją dłoń, to chcę, byście wiedzieli, iż ów zwyczaj pochodzi z kościołów reformowanych, gdzie pastor sprawdzał, kto przychodzi, a kto nie, do kościoła w niedzielę na nabożeństwo, by w tym drugim przypadku odpowiedni smutni panowie złożyli mu wizytę z zapytaniem o przyczynę (protestancka inkwizycja!)- oj, lepiej, żeby miał dobrą wymówkę!
Dlaczego Jan Kalwin nie posłuchał apostoła Pawła w kwestii radzenia sobie z chrześcijanami o odmiennych poglądach? Zobaczmy:
„A sługa Pana nie powinien się wdawać w kłótnie,
ale [ma] być łagodnym względem wszystkich,
skorym do nauczania, zrównoważonym.
Powinien z łagodnością pouczać wrogo usposobionych,
bo może Bóg da im kiedyś nawrócenie do poznania prawdy
i może oprzytomnieją i wyrwą się z sideł diabła?”
[2 Tm 2:24-26a]
W dobie, gdzie jeden chrześcijanin nazywa drugiego „zwiedzonym”, jak się połapać, kto jest kto? Odpowiedź jest złożona, choć prosta: ten, kto głosi Chrystusa i w Nim upatruje źródło wszystkiego, nie może być zwiedziony, chyba, żeby uznać Chrystusa za zwiedzionego – a tak być nie może. Słuchajmy tych, którzy nas karmią Jezusem, którzy kierują nasz wzrok bezpośrednio na Niego – mamy być SYCI CHRYSTUSEM! Chrystus ma być NASZ! Wypełnieni świadomością tego, że On jest naszą Tożsamością przez wiarę w Jego Dzieło Golgoty i Zmartwychwstania, nigdy nie zbłądzimy. A Jego Duch doprowadzi nas do Prawdy w Nim i pomoże oduczyć się błędnych, szkodliwych doktryn i toksycznych praktyk.
Kochani, studiujmy historię Kościoła, studiujmy ją krytycznie, wyciągając wnioski. A nade wszystko szukajmy Chrystusa. On obiecał, że kto Jego szuka, znajdzie Go.
Amen.
